21/07/2014

You're awesome, bro

Wróciłam, siadłam do komputera (moja klawiatura po ponad tygodniu na telefonie jest jak manna z nieba!), otworzyłam nowy dokument Worda i pomyślałam sobie: co ja mam kurwa teraz napisać? Że w gruncie rzeczy to znowu wszystko przez Muse, że znowu przez kilka dni żyłam własnymi marzeniami (konsekwentnie zamieniając je w zajebiste wspomnienia), że znowu chodziłam po obcej ziemi naćpana nieziemską radością, i że teraz znowu mam okropną (post-festival; post-Edi) depresję? A czy to nie jest oczywista oczywistość?
Tak, znowu zostawiłam kawałek serca daleko od domu i znowu mam potworny problem ze złapaniem równowagi bez niego. Ubytek robi swoje: płuca jakby trochę zmniejszyły objętość, a pod czaszką kwitnie emocjonalny burdel. Którego ogarnianie trochę potrwa.
Ale nie próżnuję: zdjęcia się przerabiają, emocje się trawią, a gardło powoli zbiera siły, by odbudować struny głosowe. Na pewno będzie tu dużo rzygania tęczą.


Póki co, słowem nieco rzewnego wstępu: wszyscy mówią, że z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu. Wierzę w to twardo odkąd pamiętam. Ale od kilku lat razem z bratem (dumnie!) stanowię równocześnie wyjątek potwierdzający tę regułę: bo my z Wojciechem nieźle wychodzimy nie tylko na zdjęciach, ale i w realu. Ba, może nawet trochę lepiej w tym drugim.
Tak, to jest niebywałe, ale mój młodszy brat jest równocześnie moim najlepszym przyjacielem, bez którego realizacja kolejnych marzeń z listy nie byłaby taka prosta.
Dlatego: dzięki Wojciech. Że jesteś, że chcesz, że słuchasz (choćby powierzchownie), że wspierasz i że wytrzymujesz (choć łatwo na pewno Ci nie jest).
I dzięki rodzice, że nie pozwoliliście mi być jedynaczką. Bo te wszystkie lata poczucia, że jest się tym gorszym, już dawno sobie odbiłam. Z nawiązką.
Co tu kryć: mam zajebistego brata.

EDIT: zdjęciowa relacja: pt Ipt IIpt IIIpt IV oraz nasze Sunny T!